Krzysztof Śliwka
Dziennik
Lipiec 2009
2009-07-19 13:25
Niezły freak – pomyślałem, kiedy pierwszy raz spotkałem go we wrocławskim Empiku na Bielanach. Wracał z Krasnego. Przywitaliśmy się „na misia” jak przystało na dwóch starych, zużytych punków. Właściwie to moglibyśmy ściemniać, że jesteśmy bliźniakami, jednojajowymi bliźniakami, gdyby nie fakt, że Hubi pochodzi z Bielawy, a ja z Ząbkowic. Jego punkowa kapela funkcjonowała pod nazwą Jebana Ściera, moja Żelazne Ramię Pomarańczowej Koparki (wcześniej Kara Śmierci). Hubiego wywalili z liceum, ja zaś zrezygnowałem z kariery śródlądowego marynarza. On wylądował na wietrznej Islandii pośród suszonych na tyczkach ryb, ja po miesięcznym pobycie w wariatkowie zacumowałem u brzegów słonecznej Grecji. Dzięki tej wolcie wymigaliśmy się od przymusowego poboru do wojska. On ciężko tyrał w domu starców, ja na jachcie „Angelika” obsługując niemieckich turystów i ich tłuste portfele. Jedyne co nasz różni, to stan owłosienia: Hubi jakiś czas temu upodobnił się do porucznika Kojaka, mnie zaś czas oszczędził: mogę więc, od czasu do czasu, pozwolić sobie na irokeza w starym, klasycznym stylu. Spoiwem naszej krótkiej, acz intensywnej znajomości był Poldek, nauczyciel geografii z ząbkowickiego liceum, którego Hubi uwiecznił w książce „Stacja Bielawa Zachodnia”. Koleś miał charyzmę jak mało kto. W latach osiemdziesiątych Hubi włóczył się z nim po górach, ja natomiast żłopałem z nim wódę. Pewnie dlatego nasze drogi nie mogły się skrzyżować, ani nawet delikatnie otrzeć o siebie. Żyliśmy w innych światach. A szkoda. Musiało minąć ćwierć wieku, aby w naszych życiorysach pojawił się kolejny punkt zwrotny. No więc, kiedy już się spotkaliśmy w tym Empiku posypały się z obu stron iskry pozytywnych wibracji, takie serdeczne, od serca, jakbyśmy się znali od czasów prenatalnych. Po wymianie suwenirów usiedliśmy przy stoliku wspominając Poldka, Karola, Romka od Tokarczukowej oraz innych wspólnych znajomych. Potem skupiliśmy się na scenariuszu, który mieliśmy wspólnie napisać. Podjaraliśmy się tematem do tego stopnia, że kiedy już Hubi wrócił do Wiednia usiedliśmy przed kompami, odpaliliśmy Skype’a, odkorkowaliśmy po winie i ostro ruszyliśmy z koksem. Pisanie scenariusza z Hubim to prawdziwa przyjemność. Można się urżnąć nie wychodząc z domu. Nasze żony są z nas dumne. Dzieci również. Tylko co na to nasze wątroby?
Krzysztof Śliwka
fot. Karol Krukowski


Niepogoda dla kangura - 1996
Gambit - 1998
Sztuka koncentracji - 2002
Dżajfa & Gibana 2008
Budda Show, 2013






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie