Krzysztof Śliwka
Author's log
May 2009
2009-05-24 21:36
Ani Choying Drolma - Wrocław, Muzeum Etnograficzne.
2009-05-18 17:40
Swego czasu, kumpel o ksywce „Hitler”, regularnie nachodził mnie w domu i wciąż truł o jednym. Początkowo myślałem, że sfiksował od amfy. Jednak po którejś wizycie jego propozycja wydała mi się cholernie frapująca. Od momentu, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Pieskie popołudnie, marzyłem tylko o jednym: o skoku na bank. Śniłem o tym po nocach. Już widziałem te podkopy, laski dynamitu, ogromne sejfy, drzemiących przed monitorami strażników. Już snułem plan ucieczki furgonetką wypchaną po brzegi szmalem i diamentami. Aż w końcu budziłem się zlany potem od nadmiaru wrażeń. Tym razem miało być inaczej. „Hitler” oznajmił, że ma wszystko zaplanowane na ostatni guzik. Trzeba było tylko wybrać się na przedmieścia Londynu, gdzie przez rok pracował na plantacji pieczarek. Farmą opiekowała się hinduska mafia. Raz w tygodniu, zawsze o tej samej porze, w tym samym miejscu, zatrzymywał się wypasiony landrover o przyciemnianych szybach. Dwóch Hindusów pakowało pod siedzenia cztery jutowe worki z lewym szmalem. Wedle jego wiedzy nie byli uzbrojeni. Gajery i czarne okulary wcale nie dodawały im powagi, wręcz przeciwnie. "Hitler" miał załatwić spluwy. Nie zabijemy ich, tylko postraszymy, gdyby się stawiali rozpierdolimy im kolana - powtarzał. Mieliśmy dla niepoznaki założyć na głowy pończochy lub maski z podobizną Kaczora Donalda. Więc tak: podjeżdżamy kradzionym samochodem do jeepa, przykładamy Hindusom spluwy do skroni, zabieramy spod siedzeń worki i zmykamy prosto na lotnisko. Hmmm... Jakoś to wszystko było grubymi nićmi szyte, zbyt filmowe, kto widział Drobnych cwaniaczków, ten wie, o co chodzi. Zasypywałem więc „Hitlera” szczegółowymi pytaniami. Chyba się obraził, że tak z grubej rury dewastuję jego marzenia, bo przestał mnie nawiedzać. Na parafii wszelki słuch o nim zaginął. Jakoś nikt nie przejął się jego nagłym zniknięciem. Nie wiem co teraz robi „Hitler”. Jeżeli zrealizował swój plan, to pewnie leży gdzieś palnikiem do góry i wali do nocha tłuste krechy. A może od lat gryzie ziemię. Nie mam bladego pojęcia. „Hitler” to „Hitler”, zawsze coś wymyśli, choćby po trupach.
2009-05-16 23:04
Sao Paulo Underground - OPT
2009-05-02 23:11
MARIA DYTKO (1924-2009)
2009-05-02 22:46
Nigdzie na świecie nie było takiego zapachu, jak na Łemkowszczyźnie, kiedy następował zmierzch. Przecież upłynęło już prawie tyle lat, a ja wciąż czuję ten zapach ognisk palonych gałązkami czetiny. Gdyby mi dzisiaj zawiązał kto oczy i przyprowadził mnie do różnych wiosek o pewnej popołudniowej porze, odróżniłbym swoją wieś bezbłędnie po zapachu. Lecz wieś moja charakteryzowała się nie tylko specyficznymi zapachami, ale też dźwiękami. Otóż pasące się owce, dzwoniące tysiącami dzwoneczków, szum wiatru w konarach drzew, szum potoku oraz śpiew pasterzy, wszystko to mieszało się w charakterystyczny śpiew. Śpiew wyrażający poezję życia codziennego Łemkowszczyzny. (Michał Źrołka "Ja, Łemko")
2009-05-02 22:44
Maria była siódmym dzieckiem Stepana i jedynym, jakie nosiła w sobie Afia. Kilka dni po jej urodzinach jedna z przyrodnich sióstr w porywie zazdrosnego szału zacisnęła dłonie wokół jej kruchej szyi. Po raz pierwszy życie Marii zabalansowało na krawędzi ziemskiego bytu i nieforemnej ciemności. Niedługo potem zmarł Stepan. Śmierć przedwcześnie zakreśliła na jego czole krzyżyk. Z dnia na dzień opuszczały go siły witalne i życiowe, wzmagały się ataki krwistego kaszlu. W przededniu feralnych wydarzeń Stepan znalazł w sianie kurze jajko nakłute dwanaście razy igłą. Wieś obeszła pogłoska o rzuconym na niego uroku. Tego dnia cerkiewne dzwony zabiły trzy razy. Afia zatrzymała zegar, odwróciła do ściany lustro, wyciągnęła ze skrzyni czyste odzienie. Do trumny obok zwłok Stepana włożyła wysłużoną, dobrze przepaloną fajkę, woreczek z aromatycznym tytoniem i kilka drobnych monet. Pod głowę sypnęła garść święconego ziela. W ciągu dnia i nocy przy zapalonych lichtarzach czytano psałterz. Trzeciego dnia nad jeszcze czerstwym ciałem Stepana batiuszka odmówił parastas, po czym wyszedł z diakiem przed dom, gdzie wygłosił kazanie do zebranych. Po pogrzebie w domu Stepana odbyła się stypa. Zebrani zaśpiewali Wicznaja pamiat. Potem polała się wódka i eter. Kto wie... Może Stepan napędza teraz nad dolinę burzowe i gradowe chmury, może je rozgania, może rąbie nocą drewno, młóci zboże... Kto to wie?
2009-05-02 22:43
Maria mieszkała w niewielkiej chyży tuż obok kamiennej rzeźby Matki Boskiej z Dzieciątkiem wykutej przez kamieniarzy z Bartnego, po drugiej stronie Świerzawki – płytkiego górskiego potoku, który podczas wiosennych roztopów podchodził pod próg domu, a w letnie upalne dni dawał ukojenie stopom pokaleczonym od ściernisk. Chyża Marii zbudowana była z grubych, jodłowych belek łączonych w narożach na „rybi ogon”. Szczeliny pomiędzy nimi wypełniał gąbczasty mech. Zewnętrzna połać ścian pokryta była gliną, a następnie pociągnięta barwionym na niebiesko wapnem. Pod krytym słomą dachem mieściła się niewielka izba z trzema małymi oknami, sień, stajnia, oraz komora przeznaczona na bandurki, kiszoną kapustę, sznury plecionego czosnku i zboże. Dekorację izby stanowiła naklejona na ścianach wycinanka z kolorowego papieru i wyryta na środkowym tragarze powały gwiazda o niezbyt skomplikowanym ornamencie. Jedno z okien, usytuowane po południowej stronie, skierowane było na szeregową zabudowę wujka Wasyla. Przed dwoma pozostałymi prężyły piwonie, których woń buzowała w powietrzu i rozprzestrzeniała na najbliższe okolice.
2009-05-02 22:42
Świat Marii z drugim brzegiem łączyła wąska drewniana kładka. Zakamuflowane w przybrzeżnych zakamarkach pstrągi walczyły z wartkim nurtem potoku, który podobnie jak przyległa do niego ścieżka przecinał wieś na dwie nierówne części. Wąwóz pomiędzy zalesionymi grzbietami gór wytyczał dwa kierunki: w górę do przełęczy Majdan, w dół do wsi Świątkowa Wielka. Mieszkańcy skupieni na uprawie lichych ziem i oporządzaniu bydła, dopasowywali się do pór roku jak tryby skomplikowanego mechanizmu. A że byli uparci, nigdy się nie skarżyli. Na Uspenje Preczystoj Boharodicy pasterze przeganiali owce z pastwisk do zagród, święcili zioła, a potem tańczyli obertasa przy dźwiękach skrzypek i basów, pili eter przeszmuglowany z Bardejova wpadając w chwilowe, radosne uniesienie.
2009-05-02 22:40
Maria, jak nikt inny, była dumna ze swojego warkocza. W lśniących, opadających do pasa włosach mieszał się zapach cynamonu i pokrzyw. Wczesnym rankiem ich kolor mienił się w przejrzystym świetle sierpniowego słońca jak łuski sosnowej kory. O zmierzchu zmieniały barwę ciemniejąc i pogłębiając swą toń niczym sok rozłupanego w dłoniach orzecha. Niemal wszyscy oglądali się za jej smukłą, wyprostowaną sylwetką, kiedy idąc przez wieś w kierunku cerkwi kołysała na boki okazałym wahadłem warkocza.
2009-05-02 22:39
Była pełnia lata. Przez wieś przetaczali się maziarze z Łosia, sprzedawcy wrzecion z Nowicy oraz inni wędrowni domokrążcy. Czasami kładąc się w przydrożnej trawie wdychali zapach suszonego na osterwach siana i dymu przesiąkniętego świerkową żywicą. Również Maria, od czasu do czasu, oddawała się czczej bezczynności zerkając ukradkiem na pasącą się pod lasem jałówkę. Nic nie było w stanie zmącić spokoju, jaki przepełniał ją w takich momentach: ani żmije, ani pająki, ani nawet złe wróżby bosorek. Czuła się silna.
2009-05-02 22:36
Wieczorem nad dolinę napłynęły ciężkie chmury. Powietrze gęstniało i wydawało się stać w miejscu. Cisza podstępem ogłuszyła wieś, a nawet świerszcze, które o tej porze zwykły nasilać swoje dostojne cykanie. Pojedyncze krople deszczu odbijały się od uchylonych okiennic. Jaskółki powracały do gniazd ulepionych z gliny tuż pod powałą stajni. Maria zajęta wyszywaniem gorsetu czuła jak wilgotnieją jej palce. Płomień naftowej lampy oświetlał wnętrze izby. Kontur śpiącego na przypiecku kota gubił się pośród glinianych naczyń. Tymczasem Afia siedząc przy stole spoglądała w milczeniu na reprodukcję świętej Paraskewii Tyrnowskiej. Na blaszanej miseczce rozpaliła wyświęcone wcześniej zioła: dziurawiec, łopuch i rumianek. Maria odłożyła igłę. Nic nie mówiąc poszła do stajni uspokoić zlęknione grzmotów zwierzęta. Natarła je ziołami, wymasowała po grzbietach, a że zbliżała się pora dojenia usiadła naprzeciw nabrzmiałych wymion, przetarła je wilgotną szmatką, po czym delikatnie zacisnęła na nich palce.
2009-05-02 22:18
Tej nocy Marii przyśnił się ojciec. Zjawa ubrana w lnianą koszulę i ciemnogranatową kamizelkę ozdobioną rzędami metalowych guzików stała obok jej łóżka. Odciśnięte na podłodze ślady mokrych stóp odbijały światło księżyca. Skowyt psa niósł się po wiosce i wracał echem pod ścianę lasu. Zanim Maria zdążyła przyzwyczaić wzrok do ciemności izbę wypełnił ledwo słyszalny szept: Marysiu, nic dobrego ci nie zostawiłem. Nie chodź się za mnie modlić do cerkwi. Nie chodź! Widmowa postać oddalała się od łóżka w kierunku okna powtarzając bez końca ostatnie wypowiedziane słowa. Potem znowu zaczął padać deszcz. Przez następne dni Maria myślała tylko o ojcu. Sen nie dawał jej spokoju. Codziennie o brzasku, kiedy przez zarośnięty olchą zagajnik przedzierały pierwsze promienie, modliła się za jego wieczny odpoczynek do świętego Michała Archanioła. [...]
Krzysztof Śliwka
fot. Karol Krukowski


Niepogoda dla kangura - 1996
Gambit - 1998
Sztuka koncentracji - 2002
Dżajfa & Gibana 2008
Budda Show, 2013






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie