Krzysztof Śliwka
Author's log
March 2006
2006-03-22 23:03
Rozmowa z Ojcem Mariusza Wilka. Zastanawiamy się nad znaczeniem słowa rusofil, tzn. odrzucamy jego pejoratywne zabarwienie i wyłuskujemy to, czym Mariusz wciąż nas (mnie) ujmuje. Wystarczy lektura Wilczego notesu czy Wołoki, aby zauroczyć się wizją Północnej Rosji, jej zapachami, smakiem, oszczędnym krajobrazem. Tylko posłuchajcie: Jest późne popołudnie, ba – może już wieczór, trudno się rozeznać, bo to czerwiec, białe noce, a my zegarków nie mamy. Warto by się o nocleg dowiedzieć, ale kogo spytać, gdy nikogo nie widać? Idziemy wolno, zwidy w oknach, psy za nami gonią, na drodze błoto, choć skwara. Wreszcie jakiś ruch, drzwi sielskiego klubu znienacka się rozwarły i chlusnęło z nich na drogę, wprost pod nasze nogi: zielono-tęczujący paw... Za nim na przyzbę wytoczyła się z trudem ruda dziewka, obcierając krasne usta. Zarządzająca klubem, jak się wyjaśniło. Bełkotliwie poradziła, byśmy się zwrócili do Zachyra Iwanycza, gławy sielsowieta (tj. przewodniczącego sielskiej rady). Tylko jego zastaniemy w domu, bo pijany w dupę śpi. Inne fragmenty brzmią niczym Smutek tropików. Przyłóżcie ucho, zmrużcie powieki. Białe noce na Sołowkach cicho tleją w lilaróż: od wyblakłych fioletów na pierwszym planie, przy samym brzegu, po amarant krzepnący w dali, na widnokręgu, tam gdzie słońce tonie w morzu, na mgnienie. Woda, niebo, obłoki i kamienie to różne tony różowego, nawet mgły i piana morska wyglądają jak żurawinowy mus. W białe noce Białe Morze jest spokojne: ni fal, ni zmarszczenia.
2006-03-13 10:28
Poniedziałek, rano. Szklaneczka whisky Scotch Rill. Krecik i kościotrupy (plus akcja uwalniania smutnego Jeżyka). Na deser Emilie Simon i jej The Emperor's Journey. Druga szklaneczka whisky, pierwsza kawa. Wczoraj koncert Laurie Anderson. The End of the Moon. Zapach kadzideł patchouli. Sen: emfaza. Grzanki z pesto alla genovese. Trzecia szklaneczka whisky. Druga kawa. Można zaczynać dzień.
2006-03-03 21:47
Chet Baker: Z Birdem grało się bezpiecznie. Otwieraliśmy każdy wieczór kaskadą tak diabelnie szybkich pasaży, że wszystko co graliśmy później wydawało się lekkie i łatwe. Bird nie mylił się nigdy. Fakt, iż faszerował się wiadrami towaru i wypijał rzeki koniaku Henessy, nie miał na niego z pozoru żadnego wpływu. Był nie do zdarcia. Dbał także o to, by w moje ręce żaden cwaniak nie wcisnął trefnego towaru. Traktował mnie jak syna.
Krzysztof Śliwka
fot. Karol Krukowski


Niepogoda dla kangura - 1996
Gambit - 1998
Sztuka koncentracji - 2002
Dżajfa & Gibana 2008
Budda Show, 2013






Hosted by Onyx Sp. z o. o. Copyright © 2007 - 2024  Fundacja Literatury w Internecie