To miasto kojarzy mi się z pustynią widziana oczami kolesi Boemunda, Gotfryda, Tankreda i całej reszty hałastry która szła przez ziemie Outremeru. Mogli wierzyć, że to wszystko jest płaskie, opiera sie na słoniach czy żółwiach zawieszonych w przestrzeni za którą rozciąga się otchłań. Sama wyprawa widziała się im jako podróż w otchłań. A otchłań znaczyła biezmierną głębię a bezmiar był inny niż dzisiaj, bliższy, dotykalniejszy. To miasto jest jak opłatek rzucony na otchłań, na czerń. Pod nim przemieszczają się prehistoryczne gady, płazy i ryby. Górą ptaki, których jeszcze nie ma.